Dzień 1
Długo wyczekiwany event modowy w Paryżu, na który dostałyśmy specjalne zaproszenie właśnie nadszedł! Nasza wspólna, ciężka praca zaowocowała wielkim sukcesem. Od kilku lat nasz klub zrzesza utalentowanych i wyjątkowych z pasją do mody ludzi, którzy nieustannie chcą podnosić swoje umiejętności. Wspieramy się nawzajem i wspólnie inwestujemy w klubową skarbonkę, aby gromadzić środki i przeznaczać je na rozwój naszych talentów. Od zawsze marzyło nam się stworzenie jednego z najbardziej rozpoznawalnych domów mody, który będzie widniał na pierwszej stronie Rankingu Lady ‘s Popular. Do prowadzenia tak pełnego sławy miejsca potrzebny jest jednak nieustanny dopływ bardzo wysoko notowanych walut – szmaragdów i diamentów. Nasze rezerwy na tamten czas były wciąż niewystarczające, a event modowy w Paryżu mógł pomóc nam w zdobyciu części kapitału.
Prezentacja naszych kreacji wywołała poruszenie i uznanie. Zainteresował się nami jeden z najsławniejszych na świecie projektantów mody i wyszedł do nas z ofertą. Zaproponował nam współpracę, ale pod jego nazwiskiem dając przy tym do zrozumienia, że ciężko jest się wybić w tych czasach przy tak ogromnej konkurencji. Dostałyśmy 7dni na podjęcie decyzji.
Event modowy kończył się imprezą. Robiłyśmy zdjęcia, tańczyłyśmy, piłyśmy kolorowe napoje i bawiłyśmy się dobrze cały wieczór. W trakcie imprezy do jednej z wiceliderek podszedł starszy mężczyzna, o czym dowiedziałyśmy się od niej dopiero następnego dnia. Staruszek na oko 50-letni wręczył wiceliderce do ręki napisaną pocztówkę i powiedział przy tym „skarb jest w waszych dłoniach, sercach, duszy i umyśle – szukajcie, a znajdziecie”. Wiceliderka pomyślała, że pewnie zaszkodziły mu bąbelki. Odwróciła się, aby znaleźć kogoś kto mógłby odwieźć starszego Pana do domu, jednak ten nagle zniknął. Nie zdążyła go nawet spytać o imię. Nie myśląc już o tym wrzuciła pocztówkę do torebki, wróciła do nas i kontynuowała zabawę.

Dzień 2
Poranek był dość nerwowy. Miałyśmy ogromny dylemat w związku z ofertą, którą dostałyśmy. Podjąć się jej i do końca życia być w czyimś cieniu, ale za to w sławnym miejscu, czy może walczyć dalej o nasze marzenie, które jednak było wciąż odległe przez niedobór środków finansowych. Podczas śniadania w hotelowej restauracji wiceliderka opowiedziała nam o wczorajszym zdarzeniu. Pokazała czarno-białą pocztówkę, na której widniał obrazek przypominający fabrykę i jakiś adres, a z tyłu zapisane było zdanie: „Il n'y a de nouveau que ce qui est oublié”. Podczas, gdy mówiła o skarbie trochę z niej drwiłyśmy, oczywiście nie złośliwie, ale nasza liderka podeszła do tego raczej poważnie. Sprawdziła, gdzie znajduje się zapisana na pocztówce miejscowość Saint-Hilaire-du-Harcouët. Okazało się, że mieści się ona w regionie Normandia, więc mamy ją po drodze na plażę de l'Eventail, gdzie miałyśmy w planie pojechać na kilkudniowy odpoczynek. Zjadłyśmy jeszcze francuskie rogaliki z dżemem, wyszykowałyśmy się i ruszyłyśmy w drogę.

Po kilkugodzinnej podróży to co zobaczyłyśmy różniło się znacznie od tego co widziałyśmy na pocztówce. Na miejscu zastałyśmy rodzinny dom, a przed nim parę w podeszłym wieku, która zaprosiła nas do środka. Opowiedzieli nam, że prawie 200lat temu mieściła się w pobliżu pierwsza firma chemiczna specjalizująca się w produkcji nawozów należąca do rodziny Dior, którą dość szybko przenieśli do innej miejscowości. Dior?! Dior?! Jak to Dior? Założyciel jednego z największych domów mody i nawozy?! Dowiedziałyśmy się, że założycielem firmy był Louis-Jean Dior - dziadek znanej nam z nazwiska osoby. Starsza Pani powiedziała nam, że jak była dzieckiem, to odwiedził jej mieszkającą w tym domu nieżyjącą już matkę sam Christian Dior, który chciał zobaczyć co powstało w miejscu dawnej firmy. Odwiedziny miały miejsce w 1953 roku. Liderka sprawdziła na smartfonie, że Christian zmarł w 1957, więc był tutaj cztery lata przed swoją śmiercią i pokazała nam zdjęcie modowej sławy. W tam tym momencie wiceliderka zbladła. Przysięgła, że to jego widziała wczorajszej nocy! Padło pytanie -czy ty kochana spotkałaś ducha?! Starsza Pani pokazała nam pudełko z kilkoma pamiątkami, które wręczył jej mamie Christian. Było tam między innymi jego rodzinne zdjęcie, a z tyłu zapisany adres. Padło więc głośne hasło z ust liderki -znajdziemy ten skarb, pojedziemy tam jutro go szukać, a plaża może zaczekać! Starsza para ugościła nas na noc.

Dzień 3
Z samego rana wybrałyśmy się do miejscowości Abbeville (jej historyczna nazwa to Pikardia) znajdującej się w północnym regionie Hauts-de-France. Podróż trwała dłużej niż się spodziewałyśmy, bo prawie 7 godzin – ale było warto! Pod adresem znajdował się stary opuszczony domek, a wręcz jego ruiny do którego postanowiłyśmy wejść. Znalazłyśmy pomieszczenie przypominające starą, domową pracownię krawiecką. Zauważyłyśmy, że jedna deska odskakuje od podłogi i z całych sił starałyśmy się ją zerwać. Pod spodem był czarny piach, trochę go odgrzebując natknęłyśmy się na coś twardego. Swoimi pracowitymi dłońmi zerwaliśmy jeszcze kilka desek, zaczęłyśmy kopać w ziemi i wyciągnęłyśmy sporą skrzynię. To co czułyśmy w tam tym momencie jest nie do opisania! Myślałyśmy, że znajdować się tam będzie drogocenna biżuteria, bądź srebrna zastawa…, ale nie. W skrzyni znalazłyśmy bardzo ładne, staromodne, uszyte ręcznie kreacje. Wciąż byłyśmy zdzwione, ponieważ wszystkie rzeczy były zachowane w bardzo dobrym stanie, czyste i niezakurzone. Wpadłyśmy na pomysł, żeby je ubrać i zrobić sobie zdjęcie – naprawdę wyglądałyśmy w nich pięknie! Wszystkie przebrane oczekiwałyśmy, aż liderka zrobi nam pamiątkę, jednak oznajmiła nam, że przetłumaczyła na telefonie słowa zapisane na pocztówce, którą wiceliderka dostała od starszego pana „ducha”. Powiedziała je głośno: „nie ma nic nowego poza tym, co zostało zapomniane”. Usłyszałyśmy straszny huk, w obawie o nasze bezpieczeństwo szybko wyszłyśmy z ruin tego domu. To co zobaczyłyśmy o mało nie przyprawiło nas o zawał. Gdzie my jesteśmy?! Wszystko dookoła było takie dziwne, a zarazem ekscytujące, jakbyśmy były w innej epoce. Całe szczęście, że zabrałyśmy aparat fotograficzny, bo nikt by nam nie uwierzył! Rozejrzałyśmy się po okolicy i udokumentowałyśmy nasz pobyt w tym niezwykłym miejscu.

O ile nie wyróżniałyśmy się zbytnio, dzięki znalezionym w skrzyni ciuchom, o tyle błysk flesza z aparatu spowodował ogromne zainteresowanie wśród przechodniów. Ich zdziwienie szybko przeobraziło się w obłęd. Próbowałyśmy im wytłumaczyć… pokazać na ekranie aparatu, że jest to zwykła fotografia, przecież jesteśmy we Francji! Oni nic nie rozumieli. Zachowywali się, jakby ich coś opętało. Wszyscy zaczęli krzyczeć w kółko te same słowa, coś o wiedźmach, paleniu i stosie. Zaczęłyśmy uciekać! Biegłyśmy ile sił w nogach z powrotem do starego, opuszczonego domu, aby schronić się przed tłumem.
Czy to tutaj? -Zawołała jedna z członkiń. Otworzyłyśmy oczy szeroko ze zdumienia. Na miejscu grożącego zawaleniem domu stała całkiem niezła chatka. Nie było jednak czasu na namysły i szybko ukryłyśmy się w środku. W oknie zobaczyłyśmy, że pobiegli dalej. Uff co za ulga, ale co teraz? Obawiałyśmy się o nasze dalsze losy, nie wiedziałyśmy jak się tu znalazłyśmy i w jaki sposób możemy się stąd wydostać. Zaczęłyśmy główkować… Skoro ludziom obca jest fotografia, a przecież jesteśmy, a przynajmniej mamy nadzieję, że nadal w państwie, w którym została ona wynaleziona, to musi być to wcześniej niż XIX wiek. Na co liderka pokręciła głową i zwróciła uwagę na słowa wypowiadane przez goniących nas ludzi –czy wiecie, kiedy polowano na czarownice? Byłyśmy już pewne – to średniowiecze! Na dworze było już ciemno, pełne obaw, smutku i strachu zasnęłyśmy.
Dzień 4
Tuż przed świtem zerwał nas na nogi krzyk ludzi i przerażający zwierzęcy ryk. Przez szybę ujrzałyśmy latającego po niebie smoka. Wpadłyśmy w osłupienie. Chwilę później usłyszałyśmy łomot do drzwi i głośne wołanie o pomoc. Do naszego domu wpadła upadając na kolana spanikowana kobieta z czarną chustą na głowie. Starałyśmy się ją uspokoić, chciałyśmy porozmawiać i dowiedzieć się co tu się dzieje, zapewniając przy tym, że nic złego z nami jej się nie stanie.
Wioska od lat była prześladowana przez złe wiedźmy i ich smoki. Zabrały mieszkańcom bogactwo i niszczą uprawianą ziemię. Ludzie cierpią i umierają z głodu. Ta historia nami wstrząsnęła, w głębi duszy poczułyśmy, że musimy coś z tym zrobić. Wieści we wsi szybko się roznoszą, a więc ta zapytała z jakich stron pochodzi nasz zlot czarownic. Opowiedziałyśmy kobiecie kim jesteśmy oraz o poszukiwanym przez nas tajemniczym skarbie. W to, że nie jesteśmy żadnymi wiedźmami raczej nam nie uwierzyła, ale powiedziała, że widzi nasze dobre serce i poprosiła o pomoc, a w zamian mieszkańcy podarują nam wszystko czego chcemy.
-Czego mogłybyśmy chcieć od tych biednych ludzi?

Przyznała, że zna historię o ukrytym skarbie, ale w jego posiadanie może wejść tylko człowiek (a nie czarownica), który udowodni 4 życiowe prawdy. Czekałyśmy zniecierpliwione na kolejne wskazówki, gdzie znajdziemy szukany skarb. Jak się okazało dawno temu został schowany w jednej z komnat zamku, który został zajęty przez najpotężniejszą złą wiedźmę. Jedynym sposobem, aby ją pokonać jest odebranie jej magicznej różdżki, dzięki której posiada wszystkie swoje moce i poi nimi resztę swoich sióstr. Nasza członkini zapytała - jak możemy przechytrzyć czarownicę? Odpowiedź była krótka -wy to już akurat powinnyście wiedzieć najlepiej. Postanowiłyśmy odczekać, aż na dworze zrobi się bezpieczniej, aby móc wyruszyć na poszukiwania.

Droga do zamku zajmowanego przez wiedźmę nie była długa, ale za to prowadziła przez lasy i kłujące krzaki. Po drodze omawiałyśmy kilka planów. Chciałyśmy zakraść się po zmroku i zaatakować wiedźmę wszystkim co miałyśmy pod ręką. Odebrać jej magiczną różdżkę, żeby straciła moc, a potem poszukać skarbu. W końcu stanęłyśmy przed wielkim, przerażającym zamkiem. Dosłownie na paluszkach, bez słowa wchodziłyśmy w ciemności po schodach prowadzących do sali tronowej, gdzie jak się dowiedziałyśmy wcześniej, uwielbia przebywać wiedźma. Naszym jedynym światłem był wpadający co jakiś czas przez okna blask księżyca.
W pewnym momencie poczułyśmy zapach pieczeni, doszłyśmy na górę, gdzie ujrzałyśmy kilka zapalonych świec i ledwo widoczny stół przyszykowany na ucztę. Nagle usłyszałyśmy donośny głos dobiegający z końca sali: „witajcie dalekie siostry, nie mogłam doczekać się waszych odwiedzin”! To była ona, a tuż obok siedziało wartujące, straszne smoczysko. Wezwała kolejnego smoka, aby zawiadomił resztę czarownic o rozpoczynającej się wspólnej kolacji. Zrobiłyśmy wielkie oczy. Skąd mogła wiedzieć? Podobno opowiadał o nas cały krąg pobliskich wiedźm. Wszystkie były ciekawe naszych zaklęć, które rzucałyśmy wczorajszego dnia w ludzi. Krążyły plotki, że dysponujemy nieznanymi czarami. O co im wszystkim chodzi? Wiedźma wskazała na aparat i spytała o jego moce. Powiedziała, że w zamian obdaruje nas połową swojej ogromnej majętności i podkreśliła przy tym swoją hojność. Chciała, abyśmy przekazali informację dla swojego kręgu, z którego pochodzimy, że nie jest taka chytra jak niektóre wścibskie siostry o niej mówią. Pokazała nam łup. Na szybko oszacowałyśmy, że za kradziony przez lata majątek mogłaby chyba wykupić kilka najlepszych domów mody w Paryżu. Zrobiło nam się strasznie żal, jak pomyślałyśmy ile niewinnych ludzi musiała okraść. W tam tym momencie poczułyśmy, że oskarżanie nas o uprawianie czarnej magii w końcu się na coś przyda. Musiałyśmy zacząć działać szybko, ponieważ w każdej chwili mogły zjawić się zawiadomione czarownice. Podeszłyśmy bliżej i podpuściłyśmy ją, aby pochwaliła się swoim magicznym przedmiotem. Wtedy jedna z dziewczyn uniosła wyżej aparat. Wiedźma zapatrzona w niego jak w obrazek wypowiedziała już swoje ostatnie słowa: „wiedziałam, że dobijemy targu drogie siostry”. Członkini zrobiła zdjęcie. Błysk flesza w ciemnym pomieszczeniu oślepił wiedźmę, do tego stopnia, że krzyczała jakbyśmy co najmniej wypaliły jej oczy. Jedna z wiceliderek wykorzystała moment i wyrwała z jej ręki różdżkę. „Nie jesteśmy takie same, my mamy czyste dusze! Znikajcie wiedźmy, od teraz będziecie już tylko legendą!” – krzyknęłyśmy. Wiedźma zamieniła się w pył. Zostały po niej tylko smoki, dość skłonne do tresowania.

Zaraz po tym przed nami pojawił się biały obłok i kobieta wyglądająca jak anioł. Pięknym głosem zadała nam zagadkę: „udowodniłyście już 3 życiowe prawdy, czwarta wiąże się z umysłem. Czym więc są najważniejsze prawdy świata?”. Wiceliderka przypomniała sobie przekazane pierwszej nocy od Christiana słowa, które okazały się być wskazówką. No tak! Czym wykazałyśmy się przez całe nasze poszukiwania? Odpowiedziałyśmy boskiej, pełnej urody istocie: „pracowite dłonie, dobre serce, czysta dusza i… mądry umysł”. Tak jest, zagadka rozwiązana! Skarb w końcu zdobyty. Dostałyśmy dwa związane worki. Kobieta powiedziała, że rozwiążą się dopiero, gdy wrócimy do swojego świata, a wtedy pojawi się w nich to, czego potrzebujemy. Podpowiedziała nam, że drogę powrotną znajdziemy tam, skąd przyszłyśmy.

W drodze do opuszczonej chatki zaczepili nas mieszkańcy. Bardzo nam za wszystko podziękowali. Jako, że nic nie chciałyśmy od nich przyjąć to zaprosili nas na ucztę, tańce i śpiewy. Postanowiłyśmy spędzić tu ostatni wieczór.
Dzień 5
Od razu po obudzeniu się podeszłyśmy do znalezionej kilka dni temu skrzynki. Liderka powtórzyła te same, co wcześniej słowa: „nie ma nic nowego poza tym, co zostało zapomniane”. Najpierw trochę je przekręciła, więc udało się dopiero za trzecim razem, ale... w końcu znalazłyśmy się w naszych czasach i z powrotem w ruinach starego domu.
Tak jak zapewniła nas strażniczka skarbu – mogłyśmy już zobaczyć to, co ukryte było w jednym i drugim worze. Zaczęłyśmy krzyczeć z radości, to były szmaragdy i diamenty! Starczyło nam na wybudowanie własnej, ogromnej rezydencji – domu mody pełnego stylu, kreatywności i lojalności. Całe dnie i noce możemy oddawać się naszym pasjom.
